poniedziałek, 21 lipca 2014

16. I'm sorry...

Ariana Grande.
Nienawidze jej.
Te cztery słowa przeszły mi przez myśl.
-Co cie do nas sprowadza?-zaczęłam grzecznie
-Chciałam porozmawiać. Poważnie-spojżała na mnie znacząco-moge wejść?
Odsunęliśmy sie, by mogła przejść i zatrzasnęliśmy drzwi. Robimy wszystko jak papużki nierozłączki pomyślałam i uśmiechnęłam sie do uroczego bruneta trzymającego moją dłoń. Przeszliśmy do salonu.
-Chciałam was przeprosić, za moje wcześniejsze zachowanie-zaczęła-Zmieniłam sie. Kończe już, ale chciałam wam jeszcze powiedzieć, że to nie ja to wszystko planowałam, a 1D nic do was nie mają. Możecie uznać mnie za wariatke, ale to wcale nie byliśmy my. Rick miał nad nami pełną kontrole. Wszczepił nam jakieś gówno-pokazuje na wewnętrzną strone łokcia-i mógł nami sterować jak szmacianymi lalkami.
-Dobra, załóżmy że ci wierzymy-powiedział Tom-ale jak wyjaśnisz przystawianie sie do Nathana?
-To też przez Ricka. Chciał żebyśmy byli znowu razem, bo wtedy będzie mógł zniszczyć wszystko od wewnątrz. Z jednej strony macie problemy przez Ann, Mich i Kate, a z drugiej żyjecie dzięki nim...

*Michelle*

Słuchałam jej słów i miałam ochote zapaść się pod ziemie. Tyle złych rzeczy o niej naopowiadałam... Mam wyrzuty sumienia. Wyciągnęłam telefon i włączyłam Twittera
@ArianaGrande I'm sorry :(
Tweet.

*Tom*

Bardzo opornie, ale zaczynałem wierzyć Arianie. Faktycznie miała jakąś rane, ale no sory - nawet Kate mogłaby wbić sobie gwóźdź w to miejsce. Grande opowiadała bardzo realistycznie. Nagle wypaliła Nina:
-Ale skoro on wami steruje, to nie wiemy czy teraz też mówisz prawde!
-Wczoraj, jak był ten wybuch fabryki, to sterujące coś zostało spalone, co doprowadziło do samozniszczenia czipów. Właśnie dlatego mam taką dużą rane.
-Narada!-krzyknął Jay
Zebraliśmy się w małym kółku i konwersowaliśmy o informacjach Ariany.

*Ariana*

Mówie im prawde. W pewnym sensie...
Całą prawde. W pewnym sensie...
Szczerą prawde. W pewnym sensie...
I tylko prawde. Znów w pewnym sensie...
Byłam straszna, więc nie dziwie się, że teraz mi nie ufają. Żałuje, ża zaczęłam zadawać się z Rickiem. Nagle obróciła się Nareesha i uciszyła rozmawiających chłopaków. Wstrzymałam oddech.
-Na ten moment sprawa wygląda tak: Masz u nas "próbne zaufanie". To znaczy, że jeśli nas nie okłamiesz, ani nic nie spieprzysz w naszym życiu, może ci zaufamy.
Odetchnęłam z ulgą. Już nic nie miałam przed nimi do ukrycia. W pewnym sensie...
Tak, jak chciał mój pan...

*Kate*

Niewiem jak inni, ale ja jej dalej nie wierze. Zbyt dużo złego nam zrobiła, żeby zaufać jej od tak. Pociągnęłam Jay'a za ręke, żeby sie schylił, bo jestem od niego niższa o głowe. Wyszeptałam mu do ucha pytanie:
-Wierzysz w tą bajke?
-Nie za bardzo, a ty?
-No jak mówie bajke to pomyśl-uśmiechnęłam się do niego i delikatnie puknęłam w czoło.

*Narrator*

Wszyscy przeżywali szok wewnętrzny. Wszyscy oprócz Kate i Jay'a. Oni nadal nie wierzyli w opowieść Ariany. Mieli racje. Ta historia nie miała prawa bytu, gdyż Ricka w fabryce nie było, a jeśli jego nie było, to użądzenia sterującego też nie mogło być.

*Rick*
-Idealnie! Niech wierzą w tą historyjke rodem z bajki! Haha! Momento... Chłopaki!-zawołałem kolegów z gangu-Wilson i McGuiness do zlikwidowania.-wskazałem im dwie postacie-Oni coś podejżewają!
Dobrze... Rodzice Braun i Lerner zlikwidowani. Teraz odpadnie Wilson i McGuiness, a zaraz po nich cała reszta. Może tak na pokaz...

*Annalyne*

-Hej! A może pośpiewajmy?-krzyknął Tom
-W sumie pomysł nie jest zły, a odskocznia od rzeczywistości się przyda-stwierdził Seev
-A co ze mną?-odezwała sie Ariana
-Jakto co? Śpiewasz z nami!-wydarł sie Max
-Zanim zaczniecie-wtrącił mój wujek, który w międzyczasie przyszedł do domu TW- mam dla was 2 wiadomości. 1 to że trasa was nie minęła i jedziemy za 4 dni czyli w poniedziałek, a 2 to macie zaproszenia na ślub.
-Że czyj?-Kate
-Mój i Caroline-odparł Scooter i rozdał nam zaproszenia
-Moge wiedzieć kto tam będzie?-spytała Mich
-Justin, wy, reszta mojej rodziny i rodziny Car, 1D i Ariana no i oczywiście kilku innych gości, których nie znacie.
-Na przykład-podchwyciłam temat
-Nie znasz słoneczko
-No wuuuujku prooooosze-zrobiłam słodkie oczka
-Niech ci będzie... Cleaver-Parks, Meyson, Harris, Archer, Berg, Anthony...-nie dałam mu dokończyć
-Co?! Rick tam będzie?!-wydarłam sie na całe gardło.
Nath przytulił mnie od tyłu, przez co czułam jego napinające sie mięśnie. Wszyscy zbledli, a Scooter patrzył na nas jak na idiotów.
-Jaki Rick? Dziecko o czym ty mówisz? Źle sie czujesz Ann? To nie jakiś Rick, tylko Mike.-szybko powiedział, a my po chwili sie uspokoiliśmy.
-No to śpiewamy, czy nie-spytał znudzony już Max
-Śpiewajcie, ja ide do Caroline-stwierdził mój wujek-a nie chwila. Annalyne co sie dzieje z Marie i Samem? Nie moge sie do nich dodzwonić, w domu ich nie ma...
-Przecież mówili że wyjeżdżają w delegacje
-No dobra... To jakby sie odezwali to mnie powiadom-rzucił na odchodne
-Kocham cie wujku!
-Ja ciebie też słoneczko-odpowiedział, pomachał reszcie i wyszedł
-To kto zaczyna?-spytał zniecierpliwiony już do granic możliwości Max
-Hmm jaki dzisiaj dzień tygodnia?-Kate
-Piątek...?-Nar
-No to mamy dzień TWFanmily. Skoro tak, to śpiewają nasze najwierniejsze 3 fanki-Tom wskazał na mnie, Kate i Mich z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
-Przepraszam bardzo, ale ja tu jestem jako dziewczyna Nathana, Kate to dziewczyna Jaya a Mich podobno romansuje z Justinem-powiedziałam patrząc na Parkera wzrokiem mordercy
-Co?!-Mich spojrzała na mnie jak na wariatke-o czym ty gadasz?
-No nie mów że nic nie wiesz! W końcu to wy jesteście najgorętszą parą tego lata-sięgnęłam gazete ze stolika i otworzyłam ją na odpowieddniej stronie-widzisz?
-Dobra spotkałam sie z nim pare razy, ale to tylko koleżeńskie spotkanie...
-No dobra to co śpiewacie?-Max już bardzo widocznie sie niecierpliwił-albo nie. My wam wybierzemy
-Mała autokorekta!-krzyknął Tom-każdy śpiewa osobno!
-Ugh Thomas zabije cie!-warknęła Kate
-No już spokojnie blondi-szydził dalej. Wkurzyłam się, podeszłam do niego i uderzyłam go pięścią w ramie, zaraz po mnie zrobiła to samo Mich a na końcu Kate. Stanęłyśmy w równym szeregu przodem do niego:
-Koniec-Mich
-Zabawy-Kate
-Braciszku-Ja
Odwracając sie zarzuciłyśmy włosami i poszłyśmy do pokoju Mich.

*4 dni później, dzień wyjazdu*

-Ann pośpiesz sie! Zaraz sie spóźnimy!-krzyczał Nathan
-No już, już! Kochanie zapniesz mi sukienke?-odkrzyknęłam z naszego pokoju
-A nie moge ci jej zdjąć?-wyszeptał mi tuż przy uchu przez co przeszedł mnie dreszcz. Zaczął całować mnie po szyi...
-Nathy mamy już iść...-musiałam to przerwać.-Kotku zaraz będą sie drzeć że regulujemy przyrost naturalny-dopowiedziałam i zaczęliśmy sie śmiać. Nathan zapiął mi sukienke przy okazji niby przypadkiem obmacując moją pupe.
-No to idziemy piękna, napewno wszystko masz?
-O fuck! Musze polecieć szybko do apteki!-krzyknęłam. Podałam mojemu chłopakowi torbe i zbiegłam na dół-dajcie mi 5 minut!
Wybiegłam z domu i wpadłam na wujka i Justina
-A dokąd to moja panno?-spytał surowo wujek
-Musze do apteki
-Po co?-dociekał Bieber
-Yyy-musiałam coś wymyślić-podpasek mi brakło!
-Dobra leć-Jus zrobił wielkie oczy-pamiętaj o tamponach!
-Dajcie mi 5 minut powtórzyłam
-Dobra leć!-Scooter
Dobiegłam do apteki, znajdującej sie za rogiem i podeszłam do jednej z kas.
-Poprosze 3 paczki prezerwatyw, 3 opakowania tamponów i 4 paczki podpasek-powiedziałam cicho
-A ile ty masz kochanie lat że o prezerwatywy prosisz?-spytała pani magister
-18 skończe jutro-odpowiedziałam zgodnie z prawdą
-No dobrze... Drogą wyjątku. Należy sie £24,99
-Dziękuje, dowidzenia i miłego dnia-powiedziałam wychodząc. Zakupy spakowałam do torebki żeby nikt nie widział i pobiegłam spowrotem do domu. Miałam złe przeczucia, bo wszędzie widziałam dziwnych ludzi ze słuchawkami w uszach. Pewnie wyobraźnia płata mi figle pomyślałam i pognałam do celu. Wpadłam do domu i wydarłam się na całe gardło:
-Już jestem!
-W salonie!-odkrzyknęła Kate
Poszłam we wskazane przez przyjaciółke miejsce.
-No, już możemy jechać-uśmiechnęłam się
-Kupiłaś tampony?-zażartował Justin
-Nawet 3 opakowania więc nie zdziw się jak w nocy obudzisz się z jednym z nich w du.... Tyłku-także zażartowałam
-Dobra skończcie już! Brać walizki i do autokaru!-Kevin, który wparował do domu meeega wkurzony zrobił się purpurowy widząc nas w rozsypce
-Kev porozmawiamy w autokarze-powiedział spokojnie Seev i poklepał go po plecach
-Dzięki stary, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy...-Myers posmutniał
-Keeeevin-przeciągnęłam jego imie, mocno go przytuliłam i dałam buziaka w policzek
-Oooo jak słodko-Stwierdziła Kels
-Ann bo będe zazdrosny-wyszeptał Nath ale doskonale to słyszałam. Nie chciałam go dzisiaj denerwować ani nic.
-Trzymaj się-powiedziałam do BigKeva i wróciłam do Nathana.
-Dobra wsiadamy czapy!-Nina
Wzięliśmy swoje torby i walizki, po czym wyszliśmy z domu. Naree zamknęła drzwi i razem z Kaneswaranem wsiadła do pojazdu.
-Wszyscy są? Jedziemy-powiedział Scoot do kierowcy i już po chwili byliśmy w drodze.

czwartek, 12 czerwca 2014

15. Don't worry, I'm here...

*Kilkanaście minut później~Tom*

-Ann miała dać nam znak już 5 minut temu! Mówie wam! Coś jest nie tak!
-W pełni sie z tobą zgadzam Tommy-szepnęła Kels
-Poczekajmy jeszcze moment-zaproponowała Kate
-Nie! Tu liczy sie każda sekunda! Wchodzimy!-Powiedział Max i ruszyliśmy z miejsca. Żeby nie zwrócić na siebie uwagi, przemieszczaliśmy się za kartonami i skrzynkami. Nikt nic nie mówił i wszyscy mieli miny jakby szli na śmierć. Wślizgnęliśmy się do głównej sali z kotłami. Rozejżałem się i zobaczyłem Jess i Ann nad dwoma ogromnymi garnkami. Jessica była przywiązana do balustrady, a Ann jakiś facet podpinał do wyciągu. Już chciałem się ruszyć, ale powstrzymał mnie Jay pokazując jakiegoś człowieka. Dopiero teraz zrozumiałem. To byli ci pseudo policjanci! Po chwili usłyszeliśmy:
-Zgodnie z umową panno Braun oddajemy Jessicę za ciebie.-urwał na chwile-hmmm jednak nie.
-Co?! Ale czemu?! Przecież macie to czego chcieliście!-Ann sie rozchisteryzowała
-Owszem mamy, ale była umowa suko!-uderzył ją w twarz-miałaś być sama!-znowy ją uderzył
-I jestem sama!-krzyknęła przez łzy
-Łżesz kurwo!-nie wytrzymałem i pobiegłem w tamtą strone
-Tknij ją jeszcze raz sukinsynu a zrobie ci taki kurwa paranormal activity po śmierci że sie posrasz! -byłem wkurwiony na maxa.
-I widzisz! Mówiłem że kłamiesz! Teraz ucierpicie obydwie, a dołączy do was reszta-wskazał palcem na mnie, a później na naszą ekipe pilnowaną przez innych osiłków. Coś ukuło mnie w ramie i odpłynąłem.

*Nathan*

Miałem czekać na dworze, bo mając astme w niczym bym nie pomógł. Więc stoje tu jak idiota i czekam na ten głupi znak. Nudziłem się cholernie i nie wiedziałem co robić. Nagle usłyszałem szelest w krzakach. Podszedłem tam i rozgarnąłem gałęzie. Za rośliną kryło się dwóch chłopaków chyba z klasy Ann.
-Co wy tu robicie?- zapytałem szeptem
-Kate wysłała nam sms że trzeba pomóc to jesteśmy-wyjaśnił brunet-jestem Martin a to Chris
-Nathan. Wy jesteście z Ann w klasie tak?-chciałem sie upewnić
-No-odpowiedzieli równo
-Dobra my se tu gadu gadu a oni potrzebują wsparcia-stwierdził Chris-co mamy robić?
-Słuchajcie ja nic nie wiem... Ja tu tylko stoje na czatach bo mam astme i bym sie nie przydał...
-Dobra czyli po prostu mamy tam wejść, zrobić armagedon i wyjść?-Martin
-No w pewnym sensie. Tylko uważajcie. Jeden wybuch i po was!-ostrzegłem ich. Chłopcy przytaknęli i poszli. Usiadłem pod ścianą i oparłem sie o nią.

*Annalyne*

Ten facet to jakiś psychol! Przypiął mnie do jakiegoś wyciągu i zawiesił nad tą puszką pełną mutantów. Ja po prostu przestaje wierzyć w ludzi...
-W tym pojemniku są zmutowane krwiożercze piranie.-powiedział mężczyzna
-Mhm i co?
-Będe ci zadawał pytania na temat twoich przyjaciół. Jeśli odpowiesz źle, zniżysz się o kilka centymetrów.
-Jesteś psycholem, ale jeśli oni wyjdą z tego cało to dawaj!
-Ann nie rób tego!-Krzyknęła Naree
-Nie Nar! Wasze bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze!-krzyknęłam na co ona zrezygnowana opuściła głowę.
-Zaczynaj-rozkazałam
-Co Jay lubi najbardziej?-zadał pierwsze pytanie
-Skittlesy-odpowiedziałam bez wahania
-Dobrze. Następne. Na punkcie kogo lub czego Nathan ma bzika? Są to przedmioty i osoba.
-Full capy i... I ja?-zastanawiałam sie
-Dobrze ci idzie ale to już koniec prostych pytań. Ile lat miała Kate, kiedy pierwszy raz się całowała?
-Kate nie mówiła mi o tym-wyszeptałam-hmmm 16?
-Błąd! Blondynke wypuścić! Braun w dół!-rozkazał. Po chwili Kate była już bezpieczna na ziemi.
-Dalej!-powiedziałam
-Jak sobie życzysz księżniczko-zaśmiał sie
-Nie mów tak do mnie!
-Jak na drugie imie ma Michelle?-zbył mój nakaz
-Melody
-Źle! Miranda! Nie pamiętasz danych swojej najlepszej przyjaciółki? Co z ciebie jest...-nie dokończył bo mu przerwałam
-Zamknij sie kurwa!
-Lerner wypad! Młoda jedzie!
Byłam coraz niżej, ale jeśli tylko tak mogę ich uratować, to sie poświęce. W końcu oni to gwiazdy a ja to jedna z niepozornych i nic nie wartych dziewczyn.
-Pytać dalej czy chcesz już umrzeć?-zapytał mężczyzna
-W dupe se kurwa wsadź te pytania!-krzyknęłam
Mężczyzna zaśmiał sie, lecz zaraz spoważniał. Przy jego głowie ujżałam lufe... policyjnego pistoletu. Zaraz za celem stało kilku funlcjonariuszy policji, Chris i Martin. Padł strzał i facet odpowiedzialny za dźwignie wyzionął ducha. Zaraz po nim padł kolejny, i jeszcze jeden. W międzyczasie zamknęłam oczy i starałam sie nie myśleć o tym co sie tu dzieje. Otworzyłam oczy czując, że sie przemieszczam. Spojżałam w dół, ale zbiornika już pode mną nie było. Zjechałam do końca i postawiłam nogi na ziemi, lecz już po chwili upadłam bezwładnie nie mogąc utrzymać równowagi. Podbiegł do mnie Chris, a Martin poszedł pomóc uwolnić reszte.
-Nie bój sie, jestem tu-powiedział czule i pocałował w czoło. Odepchnęłam go szybko:
-Tylko moja rodzina może to robić-warknęłam. Do budynku wpadł Sykes:
-Co jest słyszałem strzały!-krzyknął podekscytowany
-Dobrze że nic więcej-stwierdziły Kate i Mich jednocześnie.
-Dobra dzieciaki uciekajcie z tąd.Tylko szybko bo może być gorąco-ostrzegł nas policjant. Wybiegliśmy z budynku, i pobiegliśmy w las. Kilka sekund później fabryka wybuchła.
-Byliśmy i krok od śmierci..-wyszeptała Nina i wtuliła sie w Maxa
-NIEEEEE-krzyknęłam i rozpłakałam sie
-Ann co sie dzieje?- spytała wystraszona Nar
-Nathan tam został!-rzuciłam sie biegiem w tamtą strone, mając nadzieje, że uda mi sie go uratować. Już wybiegałam z lasu, kiedy ktoś złapał mnie w pasie i objął.
-Nie rób tego-wyszeptał wysoki brunet o zielono niebieskich oczach.
Nathan.
-Idioto myślałam że jesteś w środku!-krzyknęłam i mocniej się w niego wtuliłam. Zaczęłam kaszleć, miałam mgłe przed oczami, odpływałam... Ostatkiem świadomości poczułam jak bierze mnie na ręce i odbiega z tamtąd.

*Kilka godzin później*

Obudziłam sie (znowu) w pokoju Sivy. Obok mnie leżała Nareesha, na krześle siedział Tom, na jego kolanach była Kelsey, trzymająca za ręke jakąś blondynke, której nie znałam. Do pokoju wszedł Max z Sivą, Jayem, Niną, Mich i Kate.
-Jak?-spytała Kate
-Śpi, a u was?-Nar
-Pyta o nią...musi ją bardzo mocno kochać... Jess przy nim siedzi-Seev
-Ggggdzie Nnnathh?-zapytałam cicho na no wszyscy sie na mnie spojżeli
-Jest w pokoju obok skarbie-powiedział spokojnie Tom
-Chccce ddo niego-próbowałam mówić normalnie ale się krztusiłam. Tamci wymienili porozumiewawcze spojżenia i Tom kiwnął głową na tak. Po chwili wstała Kate i wyszła z pokoju. Przymknęłam oczy, bo przyjemnie mi się leżało. Usłyszałam kroki, więc natychmiast podniosłam powieki. Do pomieszczenia wszedł mój ukochany trzymany przez Kate i Jess. Próbowałam usiąść, ale Nar mi na to nie pozwoliła.
-Leż, nie możesz się przemęczać-powiedziała spokojnie
-Nathy-wyszeptałam-przepraszam
-Ale za co kochanie?-podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu
-Za to że was naraziłam
-Oh zamknij sie już!-krzyknęła Mich-To nie twoja wina wariatko!
-Co nie zmienia faktu, że...-nie dane mi było dokończyć, gdyż Tom sie wydarł:
-Cicho! Patrzcie!-wskazał na telewizor, który w międzyczasie włączył.
"Wczorajszej nocy w opuszczonej fabryce słychać było krzyki i strzały. Około 4 nad ranem fabryka stanęła w płomieniach. Straż Pożarna i Policja zareagowały natychmiast. Po ugaszeniu pożaru znaleziono 7 zwęglonych zwłok. Jeden z mężczyzn miał przy sobie zdjęcie, które jakimś cudem uniknęło spłonięcia. *na ekranie widać zdjęcie TW i dziewczyn z 9 rozdziału* Na odwrocie napisano "I tak was znajdziemy". Teraz ludzie z fotografii muszą być bardzo ostrożni. Śledztwo trwa. Dla London News Monic Corteze"
Przez moment było cicho, lecz po chwili wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Czułam się już dobrze, więc wstałam z łóżka i zaczęłam kierować się w strone drzwi wejściowych. Szybko dołączył do mnie Nath i splótł nasze palce. Otworzyłam duże mahoniowe wrota, a tam...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani! Mój blog i każdy rozdział z osobna cierpi na brak komentarzy. Jak tak dalej pójdzie, to będe zmuszona zaprzestać pisania. Następny rozdział dodam, jak będą tu chociaż 3 komentarze.

niedziela, 11 maja 2014

14. Fire! Danger! Evacuation!

*Z dedykiem dla Melody, Beatki i Kate*

Obudziłam się wypoczęta i wesoła. Bez cergieli wyskoczyłam z łóżka i w samej piżamie (w moim przypadku tylko bielizna) wybiegłam z pokoju. Skierowałam się do pokoju Nathana, ale byłam zmuszona zawrócić spowrotem do siebie, ponieważ po całym domu rozniósł się dźwięk Heartbreak Story. Dzwoniła Jessica.
-Siema mały Sykes!-przywitałam się entuzjastycznie
-Siema przyszły Sykes!-odpowiedziała równie wesoło co ja i obydwie się zaśmiałyśmy.
-O to nawet ty już wiesz.. Dobrze, że brukowce cynku jeszcze nie dostały
-Ja właśnie z tąd się o was dowiedziałam...
-Kurwa! Zadzwonie później!-rozłączyłam się. Zbiegłam na dół do salonu wcześniej zakładając różowy szlafrok.
-WSZYSTKIE MAŁPY CZŁEKOKSZTAŁTNE I MÓJ CHŁOPAK WZYWANI SĄ NATYCHMIASTOWO DO SALONU! MACIE 2 MINUTY, A JAK WAS NIE BĘDZIE TO URZĄDZE ARMAGEDON!-wydarłam się na całe gardło. W ciągu wyznaczonego przeze mnie czasy wszyscy pojawili się na dole. Wszyscy oprócz Maxa.
-Poczekajcie moment bo ktoś nam się spóźnia-pobiegłam do pokoju łysego i wskoczyłam mu na łóżko. Zaczęłam po nim skakać i się drzeć "Max wstawaj! Pali się! Niebezpieczeństwo! Ewakuacja!". Chłopak złapał mnie i zwinnym ruchem położył koło siebie. Trzymał mnie dosyć mocno i troche to bolało...
-MAX TY ŚWINIO CO TU ROBI TEN KONDOM?!-wydarłam się tak głośno, że prawdopodobnie słychać mnie było w parku oddalonym od nas o 1,5 km... Do pokoju wpadł Nathan a za nim Nina i reszta.
-MAX PUSZCZAJ JĄ!-krzyknęła Agdal
-Dobra już nie denerwuj sie bo ci gumka w gaciach pęknie kotku-powiedział i zabrał ręke. Zeszłam z łóżka i odeszłam na kilka kroków.
-No nareszcie łysolu!-zaśmiałam się, a ze mną cała reszta. Max spojrzał na mnie wzrokiem conajmniej seryjnego mordercy i stwierdził:
-Już nie żyjesz
No i Maxio zaczął mnie gonić po całym domu. Nie wspominałam jeszcze, że razem z Mich, Kate (która ostatnio coś z Jayem mało mówi), Naree, Kels i Niną na jakiś czas wprowadziłam się do chłopaków? Jak nie to teraz mówie. Tak więc spierniczałam przed szanownym panem Georgem. Dom jest zbudowany tak, że można biegać w nieskonczoność, ale ja dopiero wyszłam ze szpitala, więc moja kondycja równa się zeru. Po kondycji można stwierdzić, że długo sobie nie pobiegałam. Nie mając innego wyjścia wbiegłam do jakiegoś pomieszczenia, i zrobiłam facepalma. To był pokój ganiającego mnie mięśniaka... Wiedząc, że Max zaraz tu wejdzie wślizgnęłam się do jego szafy. Schowałam się pod jego ciuchami i siedziałam cicho. Po chwili do pokoju wparował rozjuszony łysy byk (:D) i zaczął gadać:
-Ann ja wiem, że tu jesteś! Wyłaź to nic ci sie nie stanie!-mało brakowało a zaśmiała bym sie. W końcu odpuścił. Położył się na łóżku i czekał.-A i chciałem ci powiedzieć że w szafie trzymam Toby'ego. Pewnie zastanawiasz sie co to jest. Już ci mówie. Tylko wybiegając nie stłucz terrarium-odruchowo spojrzałam w dół, bo poczułam jak coś wspina mi sie po nodze-Toby to...-no i nie dokonczył, bo ja zaczęłam sie drzeć:
-AAAA WĄŻ!!! JEZU ZABIERZCIE TO ZE MNIE!-wybiegłam z szafy z w wężem zaciśniętym na talii-MAX POMÓŻ! ZABIERZ TO BŁAGAM!-zaczęłam histerycznie płakać i krzyczeć. Max podszedł i zdjął ze mnie to wijące sie coś.
-Jeśli tak reagujesz na małego wężyka, to ciekawe co byś zrobiła po zobaczeniu Cody'ego-zaśmiał się po czym odłożył węża i mnie przytulił. Dziwne, że nikt tu nie wbiegł...
-Dobra przejdźmy do salonu bo muszę wam coś powiedzieć.
Skierowaliśmy się do wskazanego przeze mnie pomieszczenia i zastaliśmy nietypowy widok. Chłopcy bawili się w kanapke. Na samym dole leżał Nath i pisał coś na telefonie.
-Nathy co tam tak klikasz-spytałam pogodnie. Nie pokazywałam, że przed chwilą płakałam.
-Na twitterze fanką odpisuje-uśmiechnął się do mnie-Właśnie. Trzeba ci założyć twittera!
-Ale skarbie ja mam-chłopak spojrzał sie na mnie dziwnie i zapytał:
-To czemu nie mam cie w obserwowanych?
-Może dlatego, że po tamtym-dałam nacisk na słowo "tamtym"- nie było czasu, żebym ci podała?
-A no taaa... To teraz mi daj Misiu-podał mi telefon
-@Annalyne_Braun  masz i sie ciesz Pysiu-cmoknęłam go w czoło
-Młodzi przestańcie już słodzić...-marudził Jay
-Kochany loczusiu! Znajdź sobie dziewczyne to zrozumiesz-odparł Max
-A w sumie w tym gronie jest taka jedna piękna pani, która zawróciła mi w głowie-spojrzał na mnie wymownie, po czym przeniósł wzrok na Kate- Kate znamy sie długo bo jesteś kuzynką Maxa i bawiliśmy sie razem w piaskownicy, mamy wiele wspólnego itp, więc czy zostaniesz moją dziewczyną?
Blondynka stała chwile zaskoczona jego pytaniem, ale zaraz odpowiedziała skinieniem głowy i skoczyła mu na szyje.
-A to nam mówią, że przesładzamy...-szepnął mi na ucho Nath
W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Przeklęłam w duchu, że go nie wyciszyłam. Zerknęłam na Nathana a on wziął ode mnie telefon i odebrał:
-Halo
-...-ktoś coś powiedział i sie rozłączył.
Mój chłopak spojrzał na numer i otworzył szerzej oczy. Podszedł do ściany i uderzył w nią z całej siły pięścią. Kostki mu zbielały.Dzwoniła Jess.
-Nathan czy coś jest nie tak?-spytałam wystraszona jego reakcją i podbiegłam do niego, aby skontrolować stan nadgarstka.
-Mają ją-wyszeptał, a samotna łza spłynęła po jego prawym policzku. Po chwili smutek zastąpiła wściekłość.
-Zajebe skurwiela!-krzyknął a ja mocno go przytuliłam.
-Nath opowiedz mi dokładnie tą rozmowe powiedziała Michelle, która właśnie wyszła ze swojego pokoju.
/Nath opowiada rozmowe/
-Halo
-Przekaż swojej dupie, że mamy Jessice. Jeśli chce, żeby nic jej się nie stało niech przyjdzie do opuszczonej fabryki. Warunek. Musi być sama.
/koniec/
Byłam w totalnym szoku! Jak ktoś mógł porwać moją przyjaciółkę, żeby dostać się do mnie?!
Postanowiliśmy pójść do fabryki o zmroku. Wiedziałam jedno, to jest fabryka chemikalii. Jeden wybuch i nie ma nas... Akcja dość ryzykowna ale może się udać. Już nawet wiem jak to rozegrać. Opowiedziałwm reszcie o moim planie i wprowadziliśmy skorygowaliśmy wspólnie błędy.

*Godzina 20. Akcję czas zacząć*

Ubrani normalnie (nie tak jak gangsterzy) poszliśmy w stronę fabryki. Rozdzieliliśmy się dwie ulice przed budynkiem. Szłam pierwsza tak jak było zaplanowane. Tamci mieli wejść tylnymi drzwiami i przejść do kotłowni. Przekraczając próg usłyszałam szczęknięcie czegoś. Zabrzmiało to jakby ktoś odbezpieczał pistolet.
-Dobra wychodźcie! Przecierz wiem że tu jesteście!-krzyknęłam
-Prosze, prosze jaka spostrzegawcza...-zza ściany wyłonił się... Jakiś obcy facet. Ulżyło mi troche, jednak dalej pozostawałam czujna. Usłyszałam krzyk:
-Braun uważaj!
Odruchowo spojrzałam w tamtą stronę. W moją strone leciały 3 strzałki (takie jak do usypiania dzikich zwierząt). Tego nie przewidzieliśmy. Dwóch uniknęłam, ale trzeciej nie zdążyłam. Wbiła mi się w ramie sprawiając tym samym niewyobrażalny ból. Zaczęło kręcić mi się w głowie i po chwili upadłam na twardą, betonową podłogę. Pozostałam jednak w pełni świadoma i wiedziałam co ze mną robią. Jeden z goryli przeżucił mnie sobie przez bark i zaniósł po schodach na góre. Przywiązał mnie do barierki nad ogromnym kotłem. Był on wypełniony wodą, w której pływały zmutowane genetycznie piranie.
-Bądź grzeczna i spokojna to cie tam nie wrzucę-szepnął mi do ucha i przygryzł lekko jego płatek. Nagle przypomniało mi się wszystko z porwania. Gwałt. Bójki. Ratunek. I... Ten facet. To jeden z pomagierów Ricka! Pokiwałam słabo głową i odwróciłam ją w drugą stronę. Aż krzyknęłam:
-Boże Jess nic ci nie jest?!
-Mi też miło cie widzieć.
-Miło by było w lepszej sytuacji.-spojrzałam do tyłu, ale mężczyzny już nie było-musimy się jakoś uwolnić.
-Ann nie dasz rady. To są węzły rybackie. Pociągniesz, a one się zacisną.
-Skąd to wiesz?-zdziwiłam się
-Nath mnie nauczył.
-Czyli czekamy...

środa, 7 maja 2014

Imagin z Justinem dla Melody ;3

-A więc droga Melody, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?-zapytał Justin klękając przed tobą z pięknym pierścionkiem w ręku. -Oh Justin. To słodkie, ale nie-odparłaś. Chciałaś się z nim podroczyć, ale wyszło jak wyszło. Nim zdążyłaś cokolwiek dodać Justin wybiegł z restauracji i wpadł pod auto. Ograniczona przez wysokie szpilki starałaś się jak dobiec do lezącego na ulicy chłopaka. -Jus, błagam cię nie zostawiaj mnie!-trzymałaś jego okaleczoną głowę na kolanach. Płakałaś tak bardzo, że twoje łzy skapywały na jego twarz. Mimo, że poobijana, to nadal była piękna. W tej chwili żałowałaś, że zrobiłaś mu taki żart. W sumie to myślałaś, że nie weźmie tego na poważnie, ale w takich sprawach brunet nigdy nie żartuje, a ty o tym zapomniałaś. Po chwili przyjechała karetka i go zabrała. Mężczyzna, który go potrącił zaoferował, że zawiezie cię do szpitala. Zgodziłaś się, ale popełniłaś pewien błąd. Nie przyjżałaś mu się. Facet wywiózł cię i zabił. Okazało się, że był to poszukiwany Mariusz T. Po tym jak cię pochowano, Justin także umarł, a Trynkiewicz tańczył na waszym grobie śpiewając Trinkywinki

niedziela, 4 maja 2014

13. Behind Bars

*Rozdział dla Olesław Nathaniel*

*Jakiś tydzień później Annalyne*

Dzisiaj wychodzę ze szpitala. Nie powiem cieszę się i to bardzo. Nathan ma dla mnie podobno jakąś niespodziankę. Jesteśmy ze sobą dopiero koło tygodnia a on codziennie przynosi mi pluszaki lub kwiaty... Boże jak ja mu się odwdzięcze...? Szczerze mówiąc nie wiem. Siedze teraz na korytarzu i czekam na Seev'a, który ma zabrać mnie do domu Nare, a potem zawieźć do tej niespodzianki. Kilka minut później zauważyłam idącego w moją strone Toma. Podszedł do mnie i nadstawił policzek.
-I co ja mam zrobić? Napluć tu czy co?- zaśmiałam się
-Też się ciesze że cie widze siostrzyczko-odpowiedział jarając się już na całego. Cmoknęłam go i zapytałam:
-A gdzie Kaneswaran?
-Coś mu wypadło i zaszczyt-wyczuliście ten sarkazm?-odebrania cie z tego psychiatryka przypadł mnie. Po za tym zmieniły się troche plany...-przerwałam mu
-Opowiesz mi w aucie. Teraz już chodź bo nie chce tu dłużej siedzieć.
Wstałam z niewygodnego krzesełka i chwyciłam rączkę od torby podróżnej. Reakcja mojego 'brata' była do przewidzenia.
-Co ty odpierdalasz?!-wrzasnął chyba na cały szpital
-Nie drzyj mordy! Co do twojego pytania to próbuje wziąć moją torbe i zanieść do samochodu.
-Daj ja ją wezmę-wyrwał mi uchwyt z ręki i ruszył naprzód a ja stałam tam jeszcze chwilę zbierając szczękę z kafelków. Ostatecznie ruszyłam za brunetem. Idąc przez parking zobaczyłam cały rząd motorów. Thomas akurat nie patrzył, więc powędrowałam obejrzeć białe cacko, które od razu mi się spodobało.
-Przepraszam ile za to cudo?-zwróciłam się do mężczyzny stojącego tyłem do mnie. Facet odwrócił się a mnie zamurowało. To był brat Chrisa - Luck.
-Dla ex mojego brata ze trzy razy- zaśmiał się ironicznie
-Pomarzyć to ty sobie możesz!-oddwróciłam się i chciałam odejść ale ktoś (czyt. Luck) złapał mnie za nadgarstek. Próbowałam się wyszarpnąć, ale chłopak był zbyt silny. To nie podziałało, więc podziała coś innego.
- PARKER! POMÓŻ MI KRETY... - nie dane mi było dokończyć, bo Wasted zakrył mi usta dłonią. Po kilku sekundach jednak ją zabrał, tak jak ręke zaciśniętą na moim nadgarstku. Machinalnie odsunęłam się i odwróciłam. Moim wybawcą był nikt inny jak Thomas Anthony Parker. Zaczął nawalać Lucka po mordzie.
-Tom nie warto! To zwykły idiota!-Podbiegłam i starałam się odciągnąć chłopaka od brata Chrisa. Wkurzona odeszłam na kilka kroków od bijących się i wydarłam na całe gardło:
-PARKER JEŚLI ZARAZ GO NIE PUŚCISZ TO...-znowu nie mogłam dokończyć, ponieważ podbiegło do nas dwóch policjantów i odciągnęło ich od siebie. Funkcjonariusze zaczęli skuwać chłopaków a ja stałam i patrzyłam, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Pierwszy odezwał się Tom:
-You can't arrest me! I'm a rockstar!
Policjanci zapakowali nas do radiowozu i ruszyli w kierunku posterunku. Kiedy dojechaliśmy panowie przetransportowali nas do aresztu. Z tego co usłyszałam, to będziemy tu siedzieć 24h. Boże co pomyśli Nathan i Kelsey?! Znikamy na noc, do tego tylko we dwoje... No to nie żyje...
-Thomas! Jakbyś mnie posłuchał to nie śpiewałbyś teraz "I'm Behind Bars"!
-Kochana siostrzyczko. Ten koleś chciał cie ładnie mówiąc wykorzystać seksualnie a ty mi o areszcie pieprzysz?! Dla mnie ważniejsze jest twoje bezpieczeństwo!-krzyknął, ale zaraz uspokoił ton-Zresztą reszta i Scooter zaraz tu będą i nas wyciągną.-gdy to powiedział, do budynku wpadła moja mama.
-Miał być Scoot...-szepnęłam do Toma, który miał równie przerażoną twarz jak ja.
-Witam.
-Dzień dobry. Podobno przetrzymujecie tu moje dzieci.
-Dane personalne prosze.
-Thomas Parker i Annalyne Braun
-Pani syn sprowokował bójkę na parkingu przed szpitalem-mówił kierując się do naszej szarej i obdartej celi ze stalowymi kratami. Wyjął klucze z tylnej kieszeni. Otworzył "drzwi" i nas wypuścił. "Nasza" mama przetransportowała nas bezpiecznie do samochodu i odpaliła silnik. Wiedziałam, że w domu będzie wrzask, więc żeby dodać sobie i TomTomowi otuchy złapałam go za rękę. Ścisnął ją mocniej i wyszeptał "Będzie dobrze", na co ja odpowiedziałam:
-"Będzie dobrze" jako najgorsze kłamstwo na świecie...
-Mówiłaś coś?-zapytała moja mama patrząc na mnie w lusterku.
Pokręciłam głową na nie a ona się zaśmiała:
-Jeśli siedzicie cicho tylko dlatego, że myślicie o awanturze w domu to ja powiem tak: Ode mnie wpierdzielu nie będzie. Gorzej od Kevina i Scootera...
-No tak... Mamo masz mój telefon?-zastanawiałam się czy ktoś zaczął się o nas martwić
-W schowku.-powiedziała i przygazowała. Sięgnęłam po telefon.
-Mamuś gdzie nauczyłaś się tak jeździć?-spytałam lekko zdziwiona
-Braun mnie nauczył.-kiedy to powiedziała wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Moja mina jednak szybko zrzedła po odblokowaniu mojego IPhone5. Czyli faktycznie bardzo się o nas martwią... Miałam uwaga będe wymieniać:
*257 nieodebranych od Nathana
*193 od Maxa
*146 od Sivy
*153 od Jaya
*227 od Naree
*199 od Kelsey
*212 od Niny
*579 od Michelle (wow)
*376 od Kate
*312 od Scootera
*74 od BigKeva
A teraz sms'y:
*324 od Nathana (sie wysilił chłopak...)
*14 od Seeva
*19 od Mich
*23 od Naree
Koniec. Boże... Ciekawe kiedy ja to wszystko przeczytam... Matko Święta musze do Nathana zadzwonić!
-Mamo muszę im powiedzieć, że już wracamy!
-Tylko najpierw zadzwoń do Nathana i opowiedz mu całą sytuację ze szczegółami.-doradziła mi
-Dobrze.-Ścisnęłam dłoń Parkera i wybrałam numer mojego chłopaka. Odebrał po pierwszym sygnale:
-Boże Ann ty żyjesz! Kochanie gdzie jesteś? Mów szybko zaraz tam będę!-nawijał rozchisteryzowany chłopak
-Nathy spokojnie. Zaraz ci wszystko opowiem. A właściwie wam... Za jakieś... Umm czekaj.. Mamo?
-15-20min
-... Za jakieś 15-20 minut będziemy. Powiedz Kelsey że nic się nie działo. Ona wie o co chodzi.
-Mhm ok to czekamy!-krzyknęła Nina i zakończyła połączenie.
-No to najgorsze mamy za sobą-westchnęłam
-Mylisz się siostra. Najgorsze dopiero przed nami-stwierdził Tommy
Kilkanaście minut później byliśmy przed domem TW. Wysiadając z samochodu poczułam przeszywający chłód i od razu wstrząsnął mną dreszcz. Brunet widząc to dał mi swoją bluze. Uśmiechnęłam się do niego i pewnie ruszyłam w stronę budynku. Chłopak szedł zaraz za mną, a mama pojechała coś jeszcze załatwić. Zapukałam w machoniowe drzwi, które po kilku chwilach zostały gwałtownie otworzone. Przed sobą miałam postać Kevina Myersa. Mężczyzna przeżucił mnie sobie przez ramię, Toma złapał za nadgarstek, a drzwi zatrzasnął nogą.
-Kevin puść mnie!-pisnęłam
-Jeśli chcesz być narażona na rozszarpanie przez Maxa lub Michelle to spoko. Mogę cie puścić.
-Dobra zmieniam zdanie. Tylko błagam nie trząś tak bo zniszczę ci koszule.-zaśmiałam sie z żartu ochroniarza
Kevin nic więcej nie powiedział, tylko ruszył w kierunku salonu. Zamknęłam oczy i zacisnęłam palce na koszuli BigKeva.
-Ej mała spokojnie-powiedział widząc to Tom
-Właśnie. Nie bòj się, w razie czego obronimy cie-dodał Myers
-Dziękuje, ale to nic nie zmienia...
Weszliśmy, a właściwie to oni weszli a ja zostałam wniesiona do pomieszczenia. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg tego miejsca Kevin postawił mnie na ziemi. Przeleciałam wzrokiem po twarzy każdego zgromadzonego w tym pokoju i zatrzymałam go na mordce mojego ukochanego. Był cały zapłakany, ale miał uśmiech na twarzy. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyje. Wyszeptałam tylko 'Kocham cię. Przepraszam' i zostałam odciągnięta przez wściekłą Kelsey.
-Ja rozumiem, że jesteś na mnie zła i takie tam, ale mówiłam, że między mną i Tomem nic...-nie dała mi dokończyć
-Dlaczego do jasnej cholery trafiliście do aresztu?!
-To wy już wiecie...-szepnęłam zdołowana
-Tak i oczekujemy wyjaśnień!-rzekł mój zbulwersowany wujek
-Dobra dobra spokojnie-powiedział Siva-gadajcie mi tu szybko co się działo.
-To może ja zaczne-stwierdził Parker-Wyszliśmy z Ann ze szpitala i poszliśmy do samochodu. Chciałem otworzyć jej drzwi i się odwróciłem żeby zaprosić ją do środka, a jej nie było. Nagle usłyszałem, że mnie woła. Krzyczała jakieś wrzuty na mnie coś jak ' PARKER! POMÓŻ MI KRETY...' . Pobiegłem tam i zobaczyłem jakiegoś kolesie, który ją trzymał. Rzuciłem się na niego i zacząłem go nawalać. W międzyczasie Annalyne próbowała nas rozdzielić, ale jej nie wyszło. I wtedy przybiegło do nas dwóch policjantów. To chyba tyle... A nie jeszcze jedno. Mama Ann wyciągnęła nas mówiąc że jesteśmy jej dziećmi. Teraz to już koniec.-zakończył swoją historie Tom
-Dobra twoją wersje już znamy. A ty Ann?-powiedział Nath
-Ok to słuchajcie:
"Idąc przez parking zobaczyłam cały rząd motorów. Thomas akurat nie patrzył, więc powędrowałam obejrzeć białe cacko, które od razu mi się spodobało.
-Przepraszam ile za to cudo?-zwróciłam się do mężczyzny stojącego tyłem do mnie. Facet odwrócił się a mnie zamurowało. To był brat Chrisa - Luck.
-Dla ex mojego brata ze trzy razy- zaśmiał się ironicznie
-Pomarzyć to ty sobie możesz!-oddwróciłam się i chciałam odejść ale ktoś (czyt. Luck) złapał mnie za nadgarstek. Próbowałam się wyszarpnąć, ale chłopak był zbyt silny. To nie podziałało, więc podziała coś innego.
- PARKER! POMÓŻ MI KRETY... - nie dane mi było dokończyć, bo Wasted zakrył mi usta dłonią. Po kilku sekundach jednak ją zabrał, tak jak ręke zaciśniętą na moim nadgarstku. Machinalnie odsunęłam się i odwróciłam. Moim wybawcą był nikt inny jak Thomas Anthony Parker. Zaczął nawalać Lucka po mordzie.
-Tom nie warto! To zwykły idiota!-Podbiegłam i starałam się odciągnąć chłopaka od brata Chrisa. Wkurzona odeszłam na kilka kroków od bijących się i wydarłam na całe gardło:
-PARKER JEŚLI ZARAZ GO NIE PUŚCISZ TO...-znowu nie mogłam dokończyć, ponieważ podbiegło do nas dwóch policjantów i odciągnęło ich od siebie. Funkcjonariusze zaczęli skuwać chłopaków a ja stałam i patrzyłam, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Pierwszy odezwał się Tom:
-You can't arrest me! I'm a rockstar!"
-Czyli w sumie moge ci wpierdzielić.-podsumowała Michelle
-Za co?!
-Miałaś skończyć z motorami!-krzyknęła i natychmiast zakryła dłońmi usta
-A to była tajemnica!-wydarłam się i uciekłam na górę. Po chwili dostałam smsa.
"Widze cie kotku. Tak szybko sie mnie nie pozbędziesz" a wiadomość była od Lucka.
-Serio? Znowu?!-zapytałam sama siebie
-Ale co?-pojawił się przy mnie szanowny pan Sykes
-Nic nic. Kocham cie skarbie-dałam mu lekkiego całusa i przytuliłam się do niego
-Ja ciebie też-zamruczał mi do ucha-Ale wiesz, że ta niespodzianka jest dalej aktualna?
-No jasne-uśmiechnęłam się do niego-kiedy?
-Najlepiej zaraz... Hmm czekaj jest 16:45 to yyy... Mamy jeszcze 3 godziny do tej ostatniej. Okey to ubierz się ładnie. Mile widziana sukienka i szpilki. O ile sie w nich nie zabijesz-zaśmiał się, pocałował mnie namiętnie i wyszedł z pokoju. Otworzyłam szafe i jedyne co zrobiłam to:
-KELS, NAREE I NUNU PROSZONE DO POKOJU NR 7!!
-Dobra luzik już idziemy!-odkrzyknęła widać już spokojna narzeczona Toma. Wpadły do mnie i zatrzasnęły drzwi.
-No to co jest?-Nar
-No bo...
-Czekaj znam ten ton...-powiedziała podejrzliwie Nina-Nie wiesz w co się ubrać!
-W 10 Nunu-przybiłyśmy żułwika
-No to zaczynamy! Ja biore buty, Kels ty sukienke a Nina makijaż-zarządziła dziewczyna Seeva

*Jakąś godzine później*

Dziewczyny właśnie skończyły mnie szykować. Przez cały "zabieg" nie mogłam spojrzeć w lustro, więc zobaczyłam dopiero efekt końcowy.
-Wszystko pięknie i cudownie oprócz mojej twarzy...-stwierdziłam
-Nie podoba ci się makijaż?-zasmuciła się panna Agdal
-Nie! Znaczy chodzi o to, że ja tutaj nie pasuje i gdyby nie mój wujek, już by mnie tu nie było...
-O czym ty mówisz?-Kelsey
-No bo wy jesteście śliczne, mądre i dużo potraficie itp itd a ja to takie bezużyteczne beztalencie..
-Czy ciebie...-Nina nie zdąrzyła dokończyć, bo przyszedł mi sms. Przełknełam głośno ślinę i sięgnęłam po IPhone'a. Spojżałam na treść wiadomości i oddycham z ulgą. Napisał Jay:
"Scooter powiedział, że skoro jesteśmy w komplecie to w środe ruszamy w trase :)
PS. Nathan pyta czy wyrobicie się jeszcze dzisiaj :D i wysyła buziaki :* "
-Dobra dziewczyny tej rozmowy nie było jasne?-zapytałam przyjaciółek na co one tylko przytaknęły.-Dzisiaj niedziela, więc jutro idziecie do pracy. Jak skończycie to się zgadamy i pójdziemy do StarBucksa na kawe i ciastko
-Okey-Nar- a co z Mich i Kate?
-No one idą z nami oczywiście!
-Dobra leć bo nasz BabyNath się niecierpliwi-zaśmiała się Kels i wypchnęła mnie z pokoju wręczając do rąk małą kopertówke. Byłam ubrana w kremową sukienkę z falbankami do pół uda, baz ramiączek, tego samego koloru szpilki na platfotmie i kilka dodatków w postaci małych kolczyków, bransoletki i wisiorka. Makijaż był delikatny lecz seksowny. Zeszłam na dół i weszłam do salonu. Sykes podszedł do mnie i chwycił moją dłoń. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i ruszyliśmy w kierunku pierwszej niespodzianki, którą okazała się romantyczna kolacja przy świecach. W restauracji spędziliśmy ok. dwóch godzin, a potem ruszyliśmy do ostatniej atrakcji dzisiejszego wieczoru. Słońce powoli zachodziło. Kilkanaście mibut później dotarliśmy do... London Eye?
-Nath... Bo ja mam lęk wysokości...
-Spokojnie. Przejdziemy przez to razem. Pamiętasz?
-T-tak...
-Nie bój się-weszliśmy do jednej z kapsuł, która o dziwo była pusta. Nie zadawałam więcej pytań, tylko podziwiałam widoki za szybą. Chłopak objął mnie od tyłu i zaczął szeptać czułe słówka a ja tylko uśmiechałam się pod nosem. Po skończonej "wyprawie" młyńskim kołem złapaliśmy taksówke i pojechaliśmy do domu. Nath zapłacił kierowcy i weszliśmy. Każde z nas skierowało sie do swojego pokoju i wpadło w błogi sen.

----------------------------------------------------------
Dzisiaj jade rano na działke i wracam w niedziele. W miedzyczasie oczywiscie bd pisac rozdzialy, ale opublikuje dopiero po powrocie. Mam nadzieje ze rozdzial sie podoba. Dobranoc skarby! :***

niedziela, 20 kwietnia 2014

sobota, 12 kwietnia 2014

12. I'll be your strenght

     *Rozdział dla naszej Melody*

*Kilka tygodni później Nathan*

Ann jeszcze się nie obudziła. Od kilku tygodni wszyscy chodzimy przybici. Kate i Mich nie chodzą do szkoły i cały czas siedzą u nas. To samo z Nar, Kels i Niną. Przez to zdarzenie przełożyliśmy trase koncertową. Ja dalej obwiniam się o to, że nie poszedłem z nią wtedy... Chciałem zapomnieć, ale nie w tradycyjny sposób. Ja nie piłem tylko chodziłem na siłownie. Byłem tam codziennie. Dzisiaj mamy 29 maja 2014r. Zadzwonił mój telefon.
-Witam czy rozmawiam z panem Sykesem?- odezwał się męski głos
-Tak przy telefonie. W czym mogę pomóc?
-Prosze szybko przyjechać do szpitala. Jest pan pierwszy, któremu to powiem więc prosze być w miare szybko.
-Oczywiście już jade.
Całą droge zastanawiałem sie o co moze chodzić. Byłem pewien, że to cos złego bo facet nie miał zbyt wesołego głosu... Zaparkowałem moją bryke (^^) i ruszyłem do mezczyzny który sie ze mna kontaktował.
-Jak dobrze że pan już jest... Sciągnąłem tu pana bo jest bardzo wazna sprawa. Mianowicie jesli Ann nie podejmie leczenia to już nigdy nie będzie mogła zajść w ciąże.
-Boże... Ile to będzie kosztować?
-Ok 15 tysięcy
-Dolary czy euro?
-Dolary. W cene leczenia wchodzą wszystkie leki, opieka lekarza, no ogólnie wszystko co potrzebne.
-Dobrze. Kiedy będzie można zacząć...-nie dokończyłem bo po całym szpitalu rozniósł się przenikliwy pisk. Zerwałem się z miejsca do sali Annalyne, ponieważ wiedziałem że to ona. Wpadłem do sali i zobaczyłem, że wszyscy już tam są i ją uspakajają. Tom trzymał ją w ramionach a Max i reszta coś uparcie tłumaczyli. Scoota nie było ponieważ musiał pilnie wyjechać. Powoli podszedłem i spojrzałem na dziewczynę. Ona tylko zerknęła na mnie swoimi błyszczącymi od płaczu oczkami i spowrotem wtuliła się w Toma.
-Kate możesz na chwile?
-Jasne chodź-powiedziała i wyszliśmy na korytarz.
-Czemu ona krzyczała?
-Opowiedziała nam co jej się śniło. Byłeś tam ty i Ariana.
-Co to był za sen?
-Posłuchaj:

/Sen Ann/

Obudziłam się w pokoju o białych ścianach. Dookoła mnie leżeli moi przyjaciele. Przed moim łóżkiem stał przystojny brunet z grzywką. W ręku trzymał pistolet. Patrzyłam w jego zielone tęczówki. Były przepełnione nienawiścią. Do pomieszczenia weszła Ariana i podeszła do chłopaka. Powiedziała do mnie 'Mówiłam że będzie mój' , a on się uśmiechnął. Pocałował ją, spojrzał na mnie i powiedział "Show me love". Wycelował we mnie i strzelił. Usłyszałam tylko krzyk...
/Koniec snu/

-Poprzednim razem śniło jej sie to samo...
-Ona coś wie i tego czegoś lub kogoś się boi.-stwierdziła Kate
-Już nic więcej jej sie nie stanie. Nie pozwole na to!- Gdy to powiedziałem z sali wyszedł Seev i powiedział że Ann chce ze mną rozmawiać. Wszedłem do sali dziewczyny. Usiadłem na krześle koło łóżka i czekałem. Sam dobrze niewiem na co ale czekałem. Chwile trwało zanim dziewczyna coś powiedziała, jednak wreszcie nadeszła ta chwila.
-Nathy...-zaczęła niepewnie-Przepraszam..
-Dziewczyno o czym ty mówisz? To ja powinienem cie przeprosić a .ie ty mnie!
-Ale to moja wina. To ja nie zgodziłam się żebyś ze mną poszedł...
-Annalyne!-zaśmiałem się nerwowo- To nie jest twoja wina!
-Nath... Bo ja...
-Wszystko rozumiem. Nic nie mów-uśmiechnąłem się szczerze i przytuliłem dziewczyne
-No właśnie nie rozumiesz. Ja...-zacięła sie w połowie zdania
-Ann o co chodzi?-byłem zdezorientowany
-Dobra zacznę od początku. Za pierwszym razem kiedy trafiłam do szpitala nic nie pamiętałam... Wtedy ty wybiegłeś z sali a któryś z chłopców powiedział..-to słowo nie mogło przejść jej przez gardło
-Mhm Max ci powiedział że się w tobie zakochałem tak?
-Skąd wiesz?
-Powiedział mi.
-Wróćmy do tematu.
-Czy ty dalej ten tego... No czy...
-Czy dalej cie kocham?-pomagałem jej widząc że sobie nie radzi
-No... Tak o to mi chodzi...
-Słuchaj-złapałem jej dłoń-Nigdy nie przestanę cie kochać. Zapamiętaj to.
-To dobrze...-przerwała lecz na krótko-Bo...bo ja ciebie też-zarumieniła się. Przysunąłem swoją twarz bliżej jej i delikatnie musnąłem jej usta. Czując, że Ann oddaje pocałunek, pogłębiałem go. Po chwili usłyszeliśmy brawa. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na intruza. Okazał się nim lekarz.
-No widząc co tu się dzieje to sądze że pacjentka niedługo będzie mogła opuścić szpitalne łóżko.-uśmiechnął się życzliwie
-Panie doktorze mógłby pan?-brunetka chciała "pozbyć" się nieproszonego gościa z sali.
-No dobra już już tylko wiesz, nie przemęczaj się zbytnio.
-Ok to dowidzenia-dała nacisk na 'dowidzenia' i lekarz sobie poszedł.
-To na czym skończyłem? Aaaa no tak.-nachyliłem się, ale jej nie pocałowałem tylko wyszeptałem tuż przy ustach "Zostaniesz moją dziewczyną?" na co ona odpowiedziała cichym "tak". Teraz już się nie bawiłem tylko wpiłem się namiętnie w jej usta.

*Annalyne*

Czułam się wtedy jak księżniczka. Czekałam na to od 4 lat. Owszem od 4 bo właśnie tyle czasu jestem ich fanką. Tą piękną chwilę przerwał mój telefon:
-Ann kiedy wychodzisz ze szpitala?-uslyszałam głos znienawidzonej przezemnie osoby
-Nie wiem ale ciebie to nie powinno interesować.
-Owszem powinno, bo czy tego chcesz czy nie od teraz jesteś tylko moją własnością!-warknął
-Spierdalaj Chris!-rozłączyłam się
Przez całą rozmowę Nathy patrzył na mnie z rozdziawioną paszczą a pod koniec chciał zabrać mi telefon, ale go powstrzymałam. Nie sądziłam, że komuś uda się popsuć mi ten piękny dzień... Moje rozmyślania przerwał pan Sykes:
-Dlaczego nie pozwoliłaś mi wygarnąć temu idiocie?-spytał z wyrzutem
-Bo boje się o ciebie...
-Ale dlaczego?-był widocznie zdezorientowany
-Bo Chris jest nieobliczalny...
-Razem przez to przejdziemy-uśmiechnął się uspakajająco i pocałował mnie delikatnie. Zrobiłam mu troche miejsca na łóżku i pozwoliłam położyć obok siebie. Wtuliłam się w jego klatke piersiową i odpłynęłam choć nie byłam śpiąca.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No wreszcie udało mi się napisać. Nie wiem kiedy bd next bo jakoś weny nie mam... Chyba sie na mnie obrazila... Kochanie wróć do mnie! I need you! Dobra kończe tą notatke. Prosze o komentarze :)