*Z dedykiem dla Melody, Beatki i Kate*
Obudziłam się wypoczęta i wesoła. Bez cergieli wyskoczyłam z łóżka i w samej piżamie (w moim przypadku tylko bielizna) wybiegłam z pokoju. Skierowałam się do pokoju Nathana, ale byłam zmuszona zawrócić spowrotem do siebie, ponieważ po całym domu rozniósł się dźwięk Heartbreak Story. Dzwoniła Jessica.
-Siema mały Sykes!-przywitałam się entuzjastycznie
-Siema przyszły Sykes!-odpowiedziała równie wesoło co ja i obydwie się zaśmiałyśmy.
-O to nawet ty już wiesz.. Dobrze, że brukowce cynku jeszcze nie dostały
-Ja właśnie z tąd się o was dowiedziałam...
-Kurwa! Zadzwonie później!-rozłączyłam się. Zbiegłam na dół do salonu wcześniej zakładając różowy szlafrok.
-WSZYSTKIE MAŁPY CZŁEKOKSZTAŁTNE I MÓJ CHŁOPAK WZYWANI SĄ NATYCHMIASTOWO DO SALONU! MACIE 2 MINUTY, A JAK WAS NIE BĘDZIE TO URZĄDZE ARMAGEDON!-wydarłam się na całe gardło. W ciągu wyznaczonego przeze mnie czasy wszyscy pojawili się na dole. Wszyscy oprócz Maxa.
-Poczekajcie moment bo ktoś nam się spóźnia-pobiegłam do pokoju łysego i wskoczyłam mu na łóżko. Zaczęłam po nim skakać i się drzeć "Max wstawaj! Pali się! Niebezpieczeństwo! Ewakuacja!". Chłopak złapał mnie i zwinnym ruchem położył koło siebie. Trzymał mnie dosyć mocno i troche to bolało...
-MAX TY ŚWINIO CO TU ROBI TEN KONDOM?!-wydarłam się tak głośno, że prawdopodobnie słychać mnie było w parku oddalonym od nas o 1,5 km... Do pokoju wpadł Nathan a za nim Nina i reszta.
-MAX PUSZCZAJ JĄ!-krzyknęła Agdal
-Dobra już nie denerwuj sie bo ci gumka w gaciach pęknie kotku-powiedział i zabrał ręke. Zeszłam z łóżka i odeszłam na kilka kroków.
-No nareszcie łysolu!-zaśmiałam się, a ze mną cała reszta. Max spojrzał na mnie wzrokiem conajmniej seryjnego mordercy i stwierdził:
-Już nie żyjesz
No i Maxio zaczął mnie gonić po całym domu. Nie wspominałam jeszcze, że razem z Mich, Kate (która ostatnio coś z Jayem mało mówi), Naree, Kels i Niną na jakiś czas wprowadziłam się do chłopaków? Jak nie to teraz mówie. Tak więc spierniczałam przed szanownym panem Georgem. Dom jest zbudowany tak, że można biegać w nieskonczoność, ale ja dopiero wyszłam ze szpitala, więc moja kondycja równa się zeru. Po kondycji można stwierdzić, że długo sobie nie pobiegałam. Nie mając innego wyjścia wbiegłam do jakiegoś pomieszczenia, i zrobiłam facepalma. To był pokój ganiającego mnie mięśniaka... Wiedząc, że Max zaraz tu wejdzie wślizgnęłam się do jego szafy. Schowałam się pod jego ciuchami i siedziałam cicho. Po chwili do pokoju wparował rozjuszony łysy byk (:D) i zaczął gadać:
-Ann ja wiem, że tu jesteś! Wyłaź to nic ci sie nie stanie!-mało brakowało a zaśmiała bym sie. W końcu odpuścił. Położył się na łóżku i czekał.-A i chciałem ci powiedzieć że w szafie trzymam Toby'ego. Pewnie zastanawiasz sie co to jest. Już ci mówie. Tylko wybiegając nie stłucz terrarium-odruchowo spojrzałam w dół, bo poczułam jak coś wspina mi sie po nodze-Toby to...-no i nie dokonczył, bo ja zaczęłam sie drzeć:
-AAAA WĄŻ!!! JEZU ZABIERZCIE TO ZE MNIE!-wybiegłam z szafy z w wężem zaciśniętym na talii-MAX POMÓŻ! ZABIERZ TO BŁAGAM!-zaczęłam histerycznie płakać i krzyczeć. Max podszedł i zdjął ze mnie to wijące sie coś.
-Jeśli tak reagujesz na małego wężyka, to ciekawe co byś zrobiła po zobaczeniu Cody'ego-zaśmiał się po czym odłożył węża i mnie przytulił. Dziwne, że nikt tu nie wbiegł...
-Dobra przejdźmy do salonu bo muszę wam coś powiedzieć.
Skierowaliśmy się do wskazanego przeze mnie pomieszczenia i zastaliśmy nietypowy widok. Chłopcy bawili się w kanapke. Na samym dole leżał Nath i pisał coś na telefonie.
-Nathy co tam tak klikasz-spytałam pogodnie. Nie pokazywałam, że przed chwilą płakałam.
-Na twitterze fanką odpisuje-uśmiechnął się do mnie-Właśnie. Trzeba ci założyć twittera!
-Ale skarbie ja mam-chłopak spojrzał sie na mnie dziwnie i zapytał:
-To czemu nie mam cie w obserwowanych?
-Może dlatego, że po tamtym-dałam nacisk na słowo "tamtym"- nie było czasu, żebym ci podała?
-A no taaa... To teraz mi daj Misiu-podał mi telefon
-@Annalyne_Braun masz i sie ciesz Pysiu-cmoknęłam go w czoło
-Młodzi przestańcie już słodzić...-marudził Jay
-Kochany loczusiu! Znajdź sobie dziewczyne to zrozumiesz-odparł Max
-A w sumie w tym gronie jest taka jedna piękna pani, która zawróciła mi w głowie-spojrzał na mnie wymownie, po czym przeniósł wzrok na Kate- Kate znamy sie długo bo jesteś kuzynką Maxa i bawiliśmy sie razem w piaskownicy, mamy wiele wspólnego itp, więc czy zostaniesz moją dziewczyną?
Blondynka stała chwile zaskoczona jego pytaniem, ale zaraz odpowiedziała skinieniem głowy i skoczyła mu na szyje.
-A to nam mówią, że przesładzamy...-szepnął mi na ucho Nath
W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Przeklęłam w duchu, że go nie wyciszyłam. Zerknęłam na Nathana a on wziął ode mnie telefon i odebrał:
-Halo
-...-ktoś coś powiedział i sie rozłączył.
Mój chłopak spojrzał na numer i otworzył szerzej oczy. Podszedł do ściany i uderzył w nią z całej siły pięścią. Kostki mu zbielały.Dzwoniła Jess.
-Nathan czy coś jest nie tak?-spytałam wystraszona jego reakcją i podbiegłam do niego, aby skontrolować stan nadgarstka.
-Mają ją-wyszeptał, a samotna łza spłynęła po jego prawym policzku. Po chwili smutek zastąpiła wściekłość.
-Zajebe skurwiela!-krzyknął a ja mocno go przytuliłam.
-Nath opowiedz mi dokładnie tą rozmowe powiedziała Michelle, która właśnie wyszła ze swojego pokoju.
/Nath opowiada rozmowe/
-Halo
-Przekaż swojej dupie, że mamy Jessice. Jeśli chce, żeby nic jej się nie stało niech przyjdzie do opuszczonej fabryki. Warunek. Musi być sama.
/koniec/
Byłam w totalnym szoku! Jak ktoś mógł porwać moją przyjaciółkę, żeby dostać się do mnie?!
Postanowiliśmy pójść do fabryki o zmroku. Wiedziałam jedno, to jest fabryka chemikalii. Jeden wybuch i nie ma nas... Akcja dość ryzykowna ale może się udać. Już nawet wiem jak to rozegrać. Opowiedziałwm reszcie o moim planie i wprowadziliśmy skorygowaliśmy wspólnie błędy.
*Godzina 20. Akcję czas zacząć*
Ubrani normalnie (nie tak jak gangsterzy) poszliśmy w stronę fabryki. Rozdzieliliśmy się dwie ulice przed budynkiem. Szłam pierwsza tak jak było zaplanowane. Tamci mieli wejść tylnymi drzwiami i przejść do kotłowni. Przekraczając próg usłyszałam szczęknięcie czegoś. Zabrzmiało to jakby ktoś odbezpieczał pistolet.
-Dobra wychodźcie! Przecierz wiem że tu jesteście!-krzyknęłam
-Prosze, prosze jaka spostrzegawcza...-zza ściany wyłonił się... Jakiś obcy facet. Ulżyło mi troche, jednak dalej pozostawałam czujna. Usłyszałam krzyk:
-Braun uważaj!
Odruchowo spojrzałam w tamtą stronę. W moją strone leciały 3 strzałki (takie jak do usypiania dzikich zwierząt). Tego nie przewidzieliśmy. Dwóch uniknęłam, ale trzeciej nie zdążyłam. Wbiła mi się w ramie sprawiając tym samym niewyobrażalny ból. Zaczęło kręcić mi się w głowie i po chwili upadłam na twardą, betonową podłogę. Pozostałam jednak w pełni świadoma i wiedziałam co ze mną robią. Jeden z goryli przeżucił mnie sobie przez bark i zaniósł po schodach na góre. Przywiązał mnie do barierki nad ogromnym kotłem. Był on wypełniony wodą, w której pływały zmutowane genetycznie piranie.
-Bądź grzeczna i spokojna to cie tam nie wrzucę-szepnął mi do ucha i przygryzł lekko jego płatek. Nagle przypomniało mi się wszystko z porwania. Gwałt. Bójki. Ratunek. I... Ten facet. To jeden z pomagierów Ricka! Pokiwałam słabo głową i odwróciłam ją w drugą stronę. Aż krzyknęłam:
-Boże Jess nic ci nie jest?!
-Mi też miło cie widzieć.
-Miło by było w lepszej sytuacji.-spojrzałam do tyłu, ale mężczyzny już nie było-musimy się jakoś uwolnić.
-Ann nie dasz rady. To są węzły rybackie. Pociągniesz, a one się zacisną.
-Skąd to wiesz?-zdziwiłam się
-Nath mnie nauczył.
-Czyli czekamy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz