niedziela, 11 maja 2014

14. Fire! Danger! Evacuation!

*Z dedykiem dla Melody, Beatki i Kate*

Obudziłam się wypoczęta i wesoła. Bez cergieli wyskoczyłam z łóżka i w samej piżamie (w moim przypadku tylko bielizna) wybiegłam z pokoju. Skierowałam się do pokoju Nathana, ale byłam zmuszona zawrócić spowrotem do siebie, ponieważ po całym domu rozniósł się dźwięk Heartbreak Story. Dzwoniła Jessica.
-Siema mały Sykes!-przywitałam się entuzjastycznie
-Siema przyszły Sykes!-odpowiedziała równie wesoło co ja i obydwie się zaśmiałyśmy.
-O to nawet ty już wiesz.. Dobrze, że brukowce cynku jeszcze nie dostały
-Ja właśnie z tąd się o was dowiedziałam...
-Kurwa! Zadzwonie później!-rozłączyłam się. Zbiegłam na dół do salonu wcześniej zakładając różowy szlafrok.
-WSZYSTKIE MAŁPY CZŁEKOKSZTAŁTNE I MÓJ CHŁOPAK WZYWANI SĄ NATYCHMIASTOWO DO SALONU! MACIE 2 MINUTY, A JAK WAS NIE BĘDZIE TO URZĄDZE ARMAGEDON!-wydarłam się na całe gardło. W ciągu wyznaczonego przeze mnie czasy wszyscy pojawili się na dole. Wszyscy oprócz Maxa.
-Poczekajcie moment bo ktoś nam się spóźnia-pobiegłam do pokoju łysego i wskoczyłam mu na łóżko. Zaczęłam po nim skakać i się drzeć "Max wstawaj! Pali się! Niebezpieczeństwo! Ewakuacja!". Chłopak złapał mnie i zwinnym ruchem położył koło siebie. Trzymał mnie dosyć mocno i troche to bolało...
-MAX TY ŚWINIO CO TU ROBI TEN KONDOM?!-wydarłam się tak głośno, że prawdopodobnie słychać mnie było w parku oddalonym od nas o 1,5 km... Do pokoju wpadł Nathan a za nim Nina i reszta.
-MAX PUSZCZAJ JĄ!-krzyknęła Agdal
-Dobra już nie denerwuj sie bo ci gumka w gaciach pęknie kotku-powiedział i zabrał ręke. Zeszłam z łóżka i odeszłam na kilka kroków.
-No nareszcie łysolu!-zaśmiałam się, a ze mną cała reszta. Max spojrzał na mnie wzrokiem conajmniej seryjnego mordercy i stwierdził:
-Już nie żyjesz
No i Maxio zaczął mnie gonić po całym domu. Nie wspominałam jeszcze, że razem z Mich, Kate (która ostatnio coś z Jayem mało mówi), Naree, Kels i Niną na jakiś czas wprowadziłam się do chłopaków? Jak nie to teraz mówie. Tak więc spierniczałam przed szanownym panem Georgem. Dom jest zbudowany tak, że można biegać w nieskonczoność, ale ja dopiero wyszłam ze szpitala, więc moja kondycja równa się zeru. Po kondycji można stwierdzić, że długo sobie nie pobiegałam. Nie mając innego wyjścia wbiegłam do jakiegoś pomieszczenia, i zrobiłam facepalma. To był pokój ganiającego mnie mięśniaka... Wiedząc, że Max zaraz tu wejdzie wślizgnęłam się do jego szafy. Schowałam się pod jego ciuchami i siedziałam cicho. Po chwili do pokoju wparował rozjuszony łysy byk (:D) i zaczął gadać:
-Ann ja wiem, że tu jesteś! Wyłaź to nic ci sie nie stanie!-mało brakowało a zaśmiała bym sie. W końcu odpuścił. Położył się na łóżku i czekał.-A i chciałem ci powiedzieć że w szafie trzymam Toby'ego. Pewnie zastanawiasz sie co to jest. Już ci mówie. Tylko wybiegając nie stłucz terrarium-odruchowo spojrzałam w dół, bo poczułam jak coś wspina mi sie po nodze-Toby to...-no i nie dokonczył, bo ja zaczęłam sie drzeć:
-AAAA WĄŻ!!! JEZU ZABIERZCIE TO ZE MNIE!-wybiegłam z szafy z w wężem zaciśniętym na talii-MAX POMÓŻ! ZABIERZ TO BŁAGAM!-zaczęłam histerycznie płakać i krzyczeć. Max podszedł i zdjął ze mnie to wijące sie coś.
-Jeśli tak reagujesz na małego wężyka, to ciekawe co byś zrobiła po zobaczeniu Cody'ego-zaśmiał się po czym odłożył węża i mnie przytulił. Dziwne, że nikt tu nie wbiegł...
-Dobra przejdźmy do salonu bo muszę wam coś powiedzieć.
Skierowaliśmy się do wskazanego przeze mnie pomieszczenia i zastaliśmy nietypowy widok. Chłopcy bawili się w kanapke. Na samym dole leżał Nath i pisał coś na telefonie.
-Nathy co tam tak klikasz-spytałam pogodnie. Nie pokazywałam, że przed chwilą płakałam.
-Na twitterze fanką odpisuje-uśmiechnął się do mnie-Właśnie. Trzeba ci założyć twittera!
-Ale skarbie ja mam-chłopak spojrzał sie na mnie dziwnie i zapytał:
-To czemu nie mam cie w obserwowanych?
-Może dlatego, że po tamtym-dałam nacisk na słowo "tamtym"- nie było czasu, żebym ci podała?
-A no taaa... To teraz mi daj Misiu-podał mi telefon
-@Annalyne_Braun  masz i sie ciesz Pysiu-cmoknęłam go w czoło
-Młodzi przestańcie już słodzić...-marudził Jay
-Kochany loczusiu! Znajdź sobie dziewczyne to zrozumiesz-odparł Max
-A w sumie w tym gronie jest taka jedna piękna pani, która zawróciła mi w głowie-spojrzał na mnie wymownie, po czym przeniósł wzrok na Kate- Kate znamy sie długo bo jesteś kuzynką Maxa i bawiliśmy sie razem w piaskownicy, mamy wiele wspólnego itp, więc czy zostaniesz moją dziewczyną?
Blondynka stała chwile zaskoczona jego pytaniem, ale zaraz odpowiedziała skinieniem głowy i skoczyła mu na szyje.
-A to nam mówią, że przesładzamy...-szepnął mi na ucho Nath
W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Przeklęłam w duchu, że go nie wyciszyłam. Zerknęłam na Nathana a on wziął ode mnie telefon i odebrał:
-Halo
-...-ktoś coś powiedział i sie rozłączył.
Mój chłopak spojrzał na numer i otworzył szerzej oczy. Podszedł do ściany i uderzył w nią z całej siły pięścią. Kostki mu zbielały.Dzwoniła Jess.
-Nathan czy coś jest nie tak?-spytałam wystraszona jego reakcją i podbiegłam do niego, aby skontrolować stan nadgarstka.
-Mają ją-wyszeptał, a samotna łza spłynęła po jego prawym policzku. Po chwili smutek zastąpiła wściekłość.
-Zajebe skurwiela!-krzyknął a ja mocno go przytuliłam.
-Nath opowiedz mi dokładnie tą rozmowe powiedziała Michelle, która właśnie wyszła ze swojego pokoju.
/Nath opowiada rozmowe/
-Halo
-Przekaż swojej dupie, że mamy Jessice. Jeśli chce, żeby nic jej się nie stało niech przyjdzie do opuszczonej fabryki. Warunek. Musi być sama.
/koniec/
Byłam w totalnym szoku! Jak ktoś mógł porwać moją przyjaciółkę, żeby dostać się do mnie?!
Postanowiliśmy pójść do fabryki o zmroku. Wiedziałam jedno, to jest fabryka chemikalii. Jeden wybuch i nie ma nas... Akcja dość ryzykowna ale może się udać. Już nawet wiem jak to rozegrać. Opowiedziałwm reszcie o moim planie i wprowadziliśmy skorygowaliśmy wspólnie błędy.

*Godzina 20. Akcję czas zacząć*

Ubrani normalnie (nie tak jak gangsterzy) poszliśmy w stronę fabryki. Rozdzieliliśmy się dwie ulice przed budynkiem. Szłam pierwsza tak jak było zaplanowane. Tamci mieli wejść tylnymi drzwiami i przejść do kotłowni. Przekraczając próg usłyszałam szczęknięcie czegoś. Zabrzmiało to jakby ktoś odbezpieczał pistolet.
-Dobra wychodźcie! Przecierz wiem że tu jesteście!-krzyknęłam
-Prosze, prosze jaka spostrzegawcza...-zza ściany wyłonił się... Jakiś obcy facet. Ulżyło mi troche, jednak dalej pozostawałam czujna. Usłyszałam krzyk:
-Braun uważaj!
Odruchowo spojrzałam w tamtą stronę. W moją strone leciały 3 strzałki (takie jak do usypiania dzikich zwierząt). Tego nie przewidzieliśmy. Dwóch uniknęłam, ale trzeciej nie zdążyłam. Wbiła mi się w ramie sprawiając tym samym niewyobrażalny ból. Zaczęło kręcić mi się w głowie i po chwili upadłam na twardą, betonową podłogę. Pozostałam jednak w pełni świadoma i wiedziałam co ze mną robią. Jeden z goryli przeżucił mnie sobie przez bark i zaniósł po schodach na góre. Przywiązał mnie do barierki nad ogromnym kotłem. Był on wypełniony wodą, w której pływały zmutowane genetycznie piranie.
-Bądź grzeczna i spokojna to cie tam nie wrzucę-szepnął mi do ucha i przygryzł lekko jego płatek. Nagle przypomniało mi się wszystko z porwania. Gwałt. Bójki. Ratunek. I... Ten facet. To jeden z pomagierów Ricka! Pokiwałam słabo głową i odwróciłam ją w drugą stronę. Aż krzyknęłam:
-Boże Jess nic ci nie jest?!
-Mi też miło cie widzieć.
-Miło by było w lepszej sytuacji.-spojrzałam do tyłu, ale mężczyzny już nie było-musimy się jakoś uwolnić.
-Ann nie dasz rady. To są węzły rybackie. Pociągniesz, a one się zacisną.
-Skąd to wiesz?-zdziwiłam się
-Nath mnie nauczył.
-Czyli czekamy...

środa, 7 maja 2014

Imagin z Justinem dla Melody ;3

-A więc droga Melody, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?-zapytał Justin klękając przed tobą z pięknym pierścionkiem w ręku. -Oh Justin. To słodkie, ale nie-odparłaś. Chciałaś się z nim podroczyć, ale wyszło jak wyszło. Nim zdążyłaś cokolwiek dodać Justin wybiegł z restauracji i wpadł pod auto. Ograniczona przez wysokie szpilki starałaś się jak dobiec do lezącego na ulicy chłopaka. -Jus, błagam cię nie zostawiaj mnie!-trzymałaś jego okaleczoną głowę na kolanach. Płakałaś tak bardzo, że twoje łzy skapywały na jego twarz. Mimo, że poobijana, to nadal była piękna. W tej chwili żałowałaś, że zrobiłaś mu taki żart. W sumie to myślałaś, że nie weźmie tego na poważnie, ale w takich sprawach brunet nigdy nie żartuje, a ty o tym zapomniałaś. Po chwili przyjechała karetka i go zabrała. Mężczyzna, który go potrącił zaoferował, że zawiezie cię do szpitala. Zgodziłaś się, ale popełniłaś pewien błąd. Nie przyjżałaś mu się. Facet wywiózł cię i zabił. Okazało się, że był to poszukiwany Mariusz T. Po tym jak cię pochowano, Justin także umarł, a Trynkiewicz tańczył na waszym grobie śpiewając Trinkywinki

niedziela, 4 maja 2014

13. Behind Bars

*Rozdział dla Olesław Nathaniel*

*Jakiś tydzień później Annalyne*

Dzisiaj wychodzę ze szpitala. Nie powiem cieszę się i to bardzo. Nathan ma dla mnie podobno jakąś niespodziankę. Jesteśmy ze sobą dopiero koło tygodnia a on codziennie przynosi mi pluszaki lub kwiaty... Boże jak ja mu się odwdzięcze...? Szczerze mówiąc nie wiem. Siedze teraz na korytarzu i czekam na Seev'a, który ma zabrać mnie do domu Nare, a potem zawieźć do tej niespodzianki. Kilka minut później zauważyłam idącego w moją strone Toma. Podszedł do mnie i nadstawił policzek.
-I co ja mam zrobić? Napluć tu czy co?- zaśmiałam się
-Też się ciesze że cie widze siostrzyczko-odpowiedział jarając się już na całego. Cmoknęłam go i zapytałam:
-A gdzie Kaneswaran?
-Coś mu wypadło i zaszczyt-wyczuliście ten sarkazm?-odebrania cie z tego psychiatryka przypadł mnie. Po za tym zmieniły się troche plany...-przerwałam mu
-Opowiesz mi w aucie. Teraz już chodź bo nie chce tu dłużej siedzieć.
Wstałam z niewygodnego krzesełka i chwyciłam rączkę od torby podróżnej. Reakcja mojego 'brata' była do przewidzenia.
-Co ty odpierdalasz?!-wrzasnął chyba na cały szpital
-Nie drzyj mordy! Co do twojego pytania to próbuje wziąć moją torbe i zanieść do samochodu.
-Daj ja ją wezmę-wyrwał mi uchwyt z ręki i ruszył naprzód a ja stałam tam jeszcze chwilę zbierając szczękę z kafelków. Ostatecznie ruszyłam za brunetem. Idąc przez parking zobaczyłam cały rząd motorów. Thomas akurat nie patrzył, więc powędrowałam obejrzeć białe cacko, które od razu mi się spodobało.
-Przepraszam ile za to cudo?-zwróciłam się do mężczyzny stojącego tyłem do mnie. Facet odwrócił się a mnie zamurowało. To był brat Chrisa - Luck.
-Dla ex mojego brata ze trzy razy- zaśmiał się ironicznie
-Pomarzyć to ty sobie możesz!-oddwróciłam się i chciałam odejść ale ktoś (czyt. Luck) złapał mnie za nadgarstek. Próbowałam się wyszarpnąć, ale chłopak był zbyt silny. To nie podziałało, więc podziała coś innego.
- PARKER! POMÓŻ MI KRETY... - nie dane mi było dokończyć, bo Wasted zakrył mi usta dłonią. Po kilku sekundach jednak ją zabrał, tak jak ręke zaciśniętą na moim nadgarstku. Machinalnie odsunęłam się i odwróciłam. Moim wybawcą był nikt inny jak Thomas Anthony Parker. Zaczął nawalać Lucka po mordzie.
-Tom nie warto! To zwykły idiota!-Podbiegłam i starałam się odciągnąć chłopaka od brata Chrisa. Wkurzona odeszłam na kilka kroków od bijących się i wydarłam na całe gardło:
-PARKER JEŚLI ZARAZ GO NIE PUŚCISZ TO...-znowu nie mogłam dokończyć, ponieważ podbiegło do nas dwóch policjantów i odciągnęło ich od siebie. Funkcjonariusze zaczęli skuwać chłopaków a ja stałam i patrzyłam, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Pierwszy odezwał się Tom:
-You can't arrest me! I'm a rockstar!
Policjanci zapakowali nas do radiowozu i ruszyli w kierunku posterunku. Kiedy dojechaliśmy panowie przetransportowali nas do aresztu. Z tego co usłyszałam, to będziemy tu siedzieć 24h. Boże co pomyśli Nathan i Kelsey?! Znikamy na noc, do tego tylko we dwoje... No to nie żyje...
-Thomas! Jakbyś mnie posłuchał to nie śpiewałbyś teraz "I'm Behind Bars"!
-Kochana siostrzyczko. Ten koleś chciał cie ładnie mówiąc wykorzystać seksualnie a ty mi o areszcie pieprzysz?! Dla mnie ważniejsze jest twoje bezpieczeństwo!-krzyknął, ale zaraz uspokoił ton-Zresztą reszta i Scooter zaraz tu będą i nas wyciągną.-gdy to powiedział, do budynku wpadła moja mama.
-Miał być Scoot...-szepnęłam do Toma, który miał równie przerażoną twarz jak ja.
-Witam.
-Dzień dobry. Podobno przetrzymujecie tu moje dzieci.
-Dane personalne prosze.
-Thomas Parker i Annalyne Braun
-Pani syn sprowokował bójkę na parkingu przed szpitalem-mówił kierując się do naszej szarej i obdartej celi ze stalowymi kratami. Wyjął klucze z tylnej kieszeni. Otworzył "drzwi" i nas wypuścił. "Nasza" mama przetransportowała nas bezpiecznie do samochodu i odpaliła silnik. Wiedziałam, że w domu będzie wrzask, więc żeby dodać sobie i TomTomowi otuchy złapałam go za rękę. Ścisnął ją mocniej i wyszeptał "Będzie dobrze", na co ja odpowiedziałam:
-"Będzie dobrze" jako najgorsze kłamstwo na świecie...
-Mówiłaś coś?-zapytała moja mama patrząc na mnie w lusterku.
Pokręciłam głową na nie a ona się zaśmiała:
-Jeśli siedzicie cicho tylko dlatego, że myślicie o awanturze w domu to ja powiem tak: Ode mnie wpierdzielu nie będzie. Gorzej od Kevina i Scootera...
-No tak... Mamo masz mój telefon?-zastanawiałam się czy ktoś zaczął się o nas martwić
-W schowku.-powiedziała i przygazowała. Sięgnęłam po telefon.
-Mamuś gdzie nauczyłaś się tak jeździć?-spytałam lekko zdziwiona
-Braun mnie nauczył.-kiedy to powiedziała wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Moja mina jednak szybko zrzedła po odblokowaniu mojego IPhone5. Czyli faktycznie bardzo się o nas martwią... Miałam uwaga będe wymieniać:
*257 nieodebranych od Nathana
*193 od Maxa
*146 od Sivy
*153 od Jaya
*227 od Naree
*199 od Kelsey
*212 od Niny
*579 od Michelle (wow)
*376 od Kate
*312 od Scootera
*74 od BigKeva
A teraz sms'y:
*324 od Nathana (sie wysilił chłopak...)
*14 od Seeva
*19 od Mich
*23 od Naree
Koniec. Boże... Ciekawe kiedy ja to wszystko przeczytam... Matko Święta musze do Nathana zadzwonić!
-Mamo muszę im powiedzieć, że już wracamy!
-Tylko najpierw zadzwoń do Nathana i opowiedz mu całą sytuację ze szczegółami.-doradziła mi
-Dobrze.-Ścisnęłam dłoń Parkera i wybrałam numer mojego chłopaka. Odebrał po pierwszym sygnale:
-Boże Ann ty żyjesz! Kochanie gdzie jesteś? Mów szybko zaraz tam będę!-nawijał rozchisteryzowany chłopak
-Nathy spokojnie. Zaraz ci wszystko opowiem. A właściwie wam... Za jakieś... Umm czekaj.. Mamo?
-15-20min
-... Za jakieś 15-20 minut będziemy. Powiedz Kelsey że nic się nie działo. Ona wie o co chodzi.
-Mhm ok to czekamy!-krzyknęła Nina i zakończyła połączenie.
-No to najgorsze mamy za sobą-westchnęłam
-Mylisz się siostra. Najgorsze dopiero przed nami-stwierdził Tommy
Kilkanaście minut później byliśmy przed domem TW. Wysiadając z samochodu poczułam przeszywający chłód i od razu wstrząsnął mną dreszcz. Brunet widząc to dał mi swoją bluze. Uśmiechnęłam się do niego i pewnie ruszyłam w stronę budynku. Chłopak szedł zaraz za mną, a mama pojechała coś jeszcze załatwić. Zapukałam w machoniowe drzwi, które po kilku chwilach zostały gwałtownie otworzone. Przed sobą miałam postać Kevina Myersa. Mężczyzna przeżucił mnie sobie przez ramię, Toma złapał za nadgarstek, a drzwi zatrzasnął nogą.
-Kevin puść mnie!-pisnęłam
-Jeśli chcesz być narażona na rozszarpanie przez Maxa lub Michelle to spoko. Mogę cie puścić.
-Dobra zmieniam zdanie. Tylko błagam nie trząś tak bo zniszczę ci koszule.-zaśmiałam sie z żartu ochroniarza
Kevin nic więcej nie powiedział, tylko ruszył w kierunku salonu. Zamknęłam oczy i zacisnęłam palce na koszuli BigKeva.
-Ej mała spokojnie-powiedział widząc to Tom
-Właśnie. Nie bòj się, w razie czego obronimy cie-dodał Myers
-Dziękuje, ale to nic nie zmienia...
Weszliśmy, a właściwie to oni weszli a ja zostałam wniesiona do pomieszczenia. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg tego miejsca Kevin postawił mnie na ziemi. Przeleciałam wzrokiem po twarzy każdego zgromadzonego w tym pokoju i zatrzymałam go na mordce mojego ukochanego. Był cały zapłakany, ale miał uśmiech na twarzy. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyje. Wyszeptałam tylko 'Kocham cię. Przepraszam' i zostałam odciągnięta przez wściekłą Kelsey.
-Ja rozumiem, że jesteś na mnie zła i takie tam, ale mówiłam, że między mną i Tomem nic...-nie dała mi dokończyć
-Dlaczego do jasnej cholery trafiliście do aresztu?!
-To wy już wiecie...-szepnęłam zdołowana
-Tak i oczekujemy wyjaśnień!-rzekł mój zbulwersowany wujek
-Dobra dobra spokojnie-powiedział Siva-gadajcie mi tu szybko co się działo.
-To może ja zaczne-stwierdził Parker-Wyszliśmy z Ann ze szpitala i poszliśmy do samochodu. Chciałem otworzyć jej drzwi i się odwróciłem żeby zaprosić ją do środka, a jej nie było. Nagle usłyszałem, że mnie woła. Krzyczała jakieś wrzuty na mnie coś jak ' PARKER! POMÓŻ MI KRETY...' . Pobiegłem tam i zobaczyłem jakiegoś kolesie, który ją trzymał. Rzuciłem się na niego i zacząłem go nawalać. W międzyczasie Annalyne próbowała nas rozdzielić, ale jej nie wyszło. I wtedy przybiegło do nas dwóch policjantów. To chyba tyle... A nie jeszcze jedno. Mama Ann wyciągnęła nas mówiąc że jesteśmy jej dziećmi. Teraz to już koniec.-zakończył swoją historie Tom
-Dobra twoją wersje już znamy. A ty Ann?-powiedział Nath
-Ok to słuchajcie:
"Idąc przez parking zobaczyłam cały rząd motorów. Thomas akurat nie patrzył, więc powędrowałam obejrzeć białe cacko, które od razu mi się spodobało.
-Przepraszam ile za to cudo?-zwróciłam się do mężczyzny stojącego tyłem do mnie. Facet odwrócił się a mnie zamurowało. To był brat Chrisa - Luck.
-Dla ex mojego brata ze trzy razy- zaśmiał się ironicznie
-Pomarzyć to ty sobie możesz!-oddwróciłam się i chciałam odejść ale ktoś (czyt. Luck) złapał mnie za nadgarstek. Próbowałam się wyszarpnąć, ale chłopak był zbyt silny. To nie podziałało, więc podziała coś innego.
- PARKER! POMÓŻ MI KRETY... - nie dane mi było dokończyć, bo Wasted zakrył mi usta dłonią. Po kilku sekundach jednak ją zabrał, tak jak ręke zaciśniętą na moim nadgarstku. Machinalnie odsunęłam się i odwróciłam. Moim wybawcą był nikt inny jak Thomas Anthony Parker. Zaczął nawalać Lucka po mordzie.
-Tom nie warto! To zwykły idiota!-Podbiegłam i starałam się odciągnąć chłopaka od brata Chrisa. Wkurzona odeszłam na kilka kroków od bijących się i wydarłam na całe gardło:
-PARKER JEŚLI ZARAZ GO NIE PUŚCISZ TO...-znowu nie mogłam dokończyć, ponieważ podbiegło do nas dwóch policjantów i odciągnęło ich od siebie. Funkcjonariusze zaczęli skuwać chłopaków a ja stałam i patrzyłam, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Pierwszy odezwał się Tom:
-You can't arrest me! I'm a rockstar!"
-Czyli w sumie moge ci wpierdzielić.-podsumowała Michelle
-Za co?!
-Miałaś skończyć z motorami!-krzyknęła i natychmiast zakryła dłońmi usta
-A to była tajemnica!-wydarłam się i uciekłam na górę. Po chwili dostałam smsa.
"Widze cie kotku. Tak szybko sie mnie nie pozbędziesz" a wiadomość była od Lucka.
-Serio? Znowu?!-zapytałam sama siebie
-Ale co?-pojawił się przy mnie szanowny pan Sykes
-Nic nic. Kocham cie skarbie-dałam mu lekkiego całusa i przytuliłam się do niego
-Ja ciebie też-zamruczał mi do ucha-Ale wiesz, że ta niespodzianka jest dalej aktualna?
-No jasne-uśmiechnęłam się do niego-kiedy?
-Najlepiej zaraz... Hmm czekaj jest 16:45 to yyy... Mamy jeszcze 3 godziny do tej ostatniej. Okey to ubierz się ładnie. Mile widziana sukienka i szpilki. O ile sie w nich nie zabijesz-zaśmiał się, pocałował mnie namiętnie i wyszedł z pokoju. Otworzyłam szafe i jedyne co zrobiłam to:
-KELS, NAREE I NUNU PROSZONE DO POKOJU NR 7!!
-Dobra luzik już idziemy!-odkrzyknęła widać już spokojna narzeczona Toma. Wpadły do mnie i zatrzasnęły drzwi.
-No to co jest?-Nar
-No bo...
-Czekaj znam ten ton...-powiedziała podejrzliwie Nina-Nie wiesz w co się ubrać!
-W 10 Nunu-przybiłyśmy żułwika
-No to zaczynamy! Ja biore buty, Kels ty sukienke a Nina makijaż-zarządziła dziewczyna Seeva

*Jakąś godzine później*

Dziewczyny właśnie skończyły mnie szykować. Przez cały "zabieg" nie mogłam spojrzeć w lustro, więc zobaczyłam dopiero efekt końcowy.
-Wszystko pięknie i cudownie oprócz mojej twarzy...-stwierdziłam
-Nie podoba ci się makijaż?-zasmuciła się panna Agdal
-Nie! Znaczy chodzi o to, że ja tutaj nie pasuje i gdyby nie mój wujek, już by mnie tu nie było...
-O czym ty mówisz?-Kelsey
-No bo wy jesteście śliczne, mądre i dużo potraficie itp itd a ja to takie bezużyteczne beztalencie..
-Czy ciebie...-Nina nie zdąrzyła dokończyć, bo przyszedł mi sms. Przełknełam głośno ślinę i sięgnęłam po IPhone'a. Spojżałam na treść wiadomości i oddycham z ulgą. Napisał Jay:
"Scooter powiedział, że skoro jesteśmy w komplecie to w środe ruszamy w trase :)
PS. Nathan pyta czy wyrobicie się jeszcze dzisiaj :D i wysyła buziaki :* "
-Dobra dziewczyny tej rozmowy nie było jasne?-zapytałam przyjaciółek na co one tylko przytaknęły.-Dzisiaj niedziela, więc jutro idziecie do pracy. Jak skończycie to się zgadamy i pójdziemy do StarBucksa na kawe i ciastko
-Okey-Nar- a co z Mich i Kate?
-No one idą z nami oczywiście!
-Dobra leć bo nasz BabyNath się niecierpliwi-zaśmiała się Kels i wypchnęła mnie z pokoju wręczając do rąk małą kopertówke. Byłam ubrana w kremową sukienkę z falbankami do pół uda, baz ramiączek, tego samego koloru szpilki na platfotmie i kilka dodatków w postaci małych kolczyków, bransoletki i wisiorka. Makijaż był delikatny lecz seksowny. Zeszłam na dół i weszłam do salonu. Sykes podszedł do mnie i chwycił moją dłoń. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i ruszyliśmy w kierunku pierwszej niespodzianki, którą okazała się romantyczna kolacja przy świecach. W restauracji spędziliśmy ok. dwóch godzin, a potem ruszyliśmy do ostatniej atrakcji dzisiejszego wieczoru. Słońce powoli zachodziło. Kilkanaście mibut później dotarliśmy do... London Eye?
-Nath... Bo ja mam lęk wysokości...
-Spokojnie. Przejdziemy przez to razem. Pamiętasz?
-T-tak...
-Nie bój się-weszliśmy do jednej z kapsuł, która o dziwo była pusta. Nie zadawałam więcej pytań, tylko podziwiałam widoki za szybą. Chłopak objął mnie od tyłu i zaczął szeptać czułe słówka a ja tylko uśmiechałam się pod nosem. Po skończonej "wyprawie" młyńskim kołem złapaliśmy taksówke i pojechaliśmy do domu. Nath zapłacił kierowcy i weszliśmy. Każde z nas skierowało sie do swojego pokoju i wpadło w błogi sen.

----------------------------------------------------------
Dzisiaj jade rano na działke i wracam w niedziele. W miedzyczasie oczywiscie bd pisac rozdzialy, ale opublikuje dopiero po powrocie. Mam nadzieje ze rozdzial sie podoba. Dobranoc skarby! :***